31 stycznia środa
Aktorzy i aktorzy.... Dziś wiadomość podsłuchana w sklepie (radio) - o śmierci Edmunda Fettinga, w ilu filmach go widziałem.., dopiero pochowano Machowskiego (zawsze kojarzonego z Leninem), Jaremę Stępowskiego (chleb dla konia) jakiś fatalny urodzaj. A co wśród żywych - też smutno. Kilka dni temu w telewizji w ramach wywiadów Marcina Dańca dla HBO - odpytywany był Bogusław Linda. Podobał mi się w "Panu Tadeuszu" - filmie Wajdy, ale co do jego wypowiedzi to odnoszę wrażenie, że jego postacie z filmów (Psy, Sara, i innych) narzucają mu styl swobodno-wulgarny. Jak się gra sześcian, to potem można stwierdzić w swoim opowiadaniu o mieszkaniu w teatrze w Krakowie - za ścianą to się gołębie pie.....ły. Publiczność jakby zarechotała zdawkowo, zażenowana. Ja zamarłem w fotelu, bo akurat obok mnie siedziała mała dziewczynka, a tu najlepiej opłacany polski aktor okazuje swą twardość w słowie. Nie takie rzeczy się słyszało, ale dlaczego ja muszę się wstydzić za niego - wielkość urojona czy ..po prostu sześcian zagrał i powiedział.
O stronach internetowych dyskutuję czasem, bo jest taka, poświęcona właśnie trudem tworzenia swego wizerunku w sieci. Ponieważ kilka razy żartobliwie skrytykowałem witrynki składające się z jednej stroniczki za to z całym arsenałem wodotrysków (liczników, ankiet, banerów itp.), jeden z dyskutantów zapytał - co to za guru - ten Lef, że się tak wymądrza. Na szczęście więcej życzliwości w nas i humoru niż bólu głowy od "nadmiaru" wiedzy. Jest tu właśnie ciekawy aspekt - bo ja wcale nie wstydzę się przyznać, że bez zbędnych ceregieli pytam i uczę się od ludzi młodszych o - bagatela choćby i 30 lat. Jakie to ma znaczenie skoro w sieci wszyscy jesteśmy w jednym wieku (hurrra), a przecież wiadomo, że przy tak błyskawicznym postępie - ludzie młodsi po prostu wiedzą dużo więcej i nie ma się co wstydzić - pytać i też wiedzieć. Podziwiam fantastycznych pasjonatów, którzy "spod palca" piszą coś, co potem wystarczy kliknąć i to-to działa i coś wykonuje. Dla mnie - czarna magia. Coś mi warczy w komputerze, pewnie jakiś pies wirtualny na to co ja tu wyprawiam, a po wielu dochodzeniach okazuje się, że zgodnie z diagnozą młodego przyjaciela, po prostu wiatrak, coś tam zakurzył się nieco. Napisał do mnie redaktor naczelny jednego z najbardziej popularnych miesięczników, że teraz młodzież interesuje się bardziej promocjami telefonów niż poważnymi stronami na temat zabytków, poezji i takich tam.. No niestety Panie redaktorze kochany, może za mało Pan siedzi przed ekranem. Najlepsze strony jakie znalazłem o historii starożytnej, astronomii, literaturze i na 100 innych tematów tworzą nie stare dziadki czy babcie, nie profesorowie, ale fantastyczni pasjonaci, którzy często mając 17-20 lat muszą przekopywać spore biblioteki i archiwa aby coś napisać ciekawego. A jak ciekawe strony są o własnej ulicy, czy miasteczku. Są też tony śmieci, ale to już życie zweryfikuje, zresztą więcej jest śmieci papierowych, które tworzyliśmy w ramach "ludowej ojczyzny" i większe szkody wyrządziły niż jakiekolwiek wygłupy w internecie.