Dziennik
czyli nocnik
rok 2004

kwiecień
7 kwietnia 2004 środa

Sezon wiosenny rozpoczęty, stąd notatek z przeżyć handlowych brak. Ktoś powiedział, że albo się tłucze kasę, albo pisze, ale nie czyta na pewno. Stąd dziwactwa pewne opisuję jako ten, co dla nielicznych czytających (nawiedzonych) hobby swe uliczne uprawia. Początek handlu książkowego na Zapiecku od ostatniej niedzieli marca - rozpoznawczo. Od 1 kwietnia w stanie ciągłym przepracowałem dni 4, bo do niedzieli ostatniej włącznie. Wiało od północy, a jak się wiatr zmienił, to zrobiło się od poniedziałku cieplej i wilgotniej i znów mam wolne. Utargi ze wszech miar umiarkowane. Może w sobotę więcej turystów głównie z Hiszpanii i Portugalii to na dwa nowe stoły starczyło. "Obrigado" jak mawiają przyjaciele znad oceanu. Mim staromiejski co srebrnego trębacza udaje - pomagał mi rozstawiać i składać stoisko i tak go ta czynność rozbawiła, że czynił popisy żonglerskie przed pewną panienką ukraińską. No i finał taki machania nogami stołowymi, że trzeba cały komplet kupić, bo bruk staromiejski twardy, a nie wszystkie nogi na takim bruku tańczyć mogą.


Wiosna - pora radosna - psiakrew. No tak to się już obsesyjnie rymuje, że i w szkole Marty mojej, zadano mamusiom i tatusiom napisanie wiersza o wiośnie. Dziecko nie musi, tata pomóc powinien, skoro piórem włada i w klawisze tłucze. Napisałem jeden, a po 10 zmianach i zrymowaniu końcówek wyszedł nawet ekologiczny trochę, bo o chłopakach to było co miłośnie rżną serce na sośnie. Niestety nie zachował się dla potomnych, bo wszelkie próby zapisania spełzły na niczym i reset komputera, zakończył dzieło całe. Drugi napisałem już z dwoma zwrotkami tylko, po lekkim ochłonięciu z wściekłości bezsilnej. Okazało się, że Pani nie przyszła na lekcję i dzieci z ulgą odetchnęły, nie musząc rodzinnych wypocin prezentować. Nie wiem czy ja też powinienem odetchnąć, czy może pchnąć niewinne dziecię w jakieś inne rejony edukacji.

Wiosna - Wielkanoc - wszystko od jajka się zaczyna (Ab ovo) jak mawiali starożytni jajcarze. Od poniedziałku zatem firmy znajome różne, robią tzw. jajeczko. Poczęstunek integracyjny to się teraz nazywa i wartości jakieś tam przy dzieleniu jajem na twardo tworzy czy kultywuje. Objawia się to w komunikacji miejskiej śledziowym zapaszkiem z dodatkiem cebulki drobno siekanej, śladami zbliżeń intymnych majonezowo-sałatkowych, a często także krokiem chwiejnym, a radosnym. Tak więc sezon świąteczny rozpoczęty, aby dotrwać tylko do świat właściwych z wątrobą bez przemieszczeń. Mnie to nie grozi zupełnie, bo jako firma jednoosobowa nie integruję się wcale z załogą żadną. Integruję się z ochotą ale to juz zupełnie prywatnie proszę Pani, i może być na łonie, pod warunkiem że nie będzie to tak dosłownie i naturalnie - gdzie ja teraz tą polanę znajdę jako ten jeleń. Pozostańmy zatem przy uniesieniach wirtualnych i świąteczno wielkanocnych.

W słownictwie naszym jajo, ważną rolę pełni, bo wyraża i myśli, i dążenia skryte w sposób dosadny i dokładny, bez zbędnego doboru słów innych. I tak każde dziecko w tym kraju wie, co znaczy ujaić kogoś, robić sobie z kogoś jaja, czy określić sytuację jasno - ale jaja. Łatwo się domyśleć, że wstęp taki zmierza do określenia sytuacji w jakiej żyjemy i musimy egzystować dzięki tym elitom, które w cyrku dobrze się bawią i słów zasób maja skromny. Nasi lewi politycy dostarczyli nam dań jajecznych wiele, tylko że śmiać się czyli "ujajać" nie ma z czego, bo sami są "ujajani" czyli zeszli poniżej depresji czyli poziomu morza. Kiedy przedwczoraj włączyłem telewizor to zamiast kursu malowania pisanek, jaja skompromitowane od Ministerstwa Spraw Zagranicznych poczynając. Trzy tygodnie temu podobno, wyniesiono 12 dysków twardych z różnymi ciekawymi danymi, a to jakieś adresy a to jakieś kontakty, a to obrazki poufne i tajne. Agencja Bezpieczeństwa dopiero teraz, a czas jakiś po opublikowaniu w NIE zainteresowała się sprawą, czekając na polecanie z góry. Premier dymisji ministra nie przyjął, bo kto mu podpowie co mówić trzeba np. w Brukseli o naszym stosunku do Unijnej konstytucji? Blamaż. Inny już były minister o słynnym w Poznaniu nazwisku ujawnia, ja to Premier ładnie zarządził (nic o tym zresztą nie wiedząc) aresztowanie szefa "Orlenu" na dwie godziny!! Blamaż i jaja. Wspaniałe zwycięstwo na wzór Henia Pyrusia - odniosła inna dama lewicy posłanka z Pabianic, która tak przedstawiła aferę Rywina, przy pomocy "ujajanych" pomocników w komisji, że udowodniła znana tezę rachunkową, że dwa razy dwa = 15. Tak więc, po roku pracy komisja uchwaliła większością wielojajeczną, ze afery nie ma bo to Pan Rywin chciał trochę dorobić i poszedł po kasę do "Gazety Wyborczej" bo ta nadal nieźle się sprzedaje. Dawniej mawiało się złośliwie, że nic mnie tak nie nęci - odkąd cioci Mani biust się w magiel wkręcił. Dziś powiedzieć można, że kpiący uśmiech Pierwszego ministra (co tylko do drugiego maja będzie) ukoronowany został ironicznym uśmiechem Pani Anity, co w jajo zrobiła Komisję całą. Nic to wcale, bo jaj Ci u nas dostatek i nagle wicepremier autostradowy obudził się ze snu i ujawnił, że nie chce walczyć w Iraku i wojsko swoje pragnie wycofać. Nowa to polityka rządu, kiedy każdy minister własną kulkę toczy jak ten żuk ..no wiecie jaki.
Drogowe krawaty górą, bo aż 29% poparcia mają sondażowo. Monsieur de Lepper szykuje się na premiera, stad trzęsąc portkami nawet SLD zaczyna myśleć o przetrwaniu czas jakiś, aby zaklepać (raz dwa trzy Baba Jaga patrzy), to co zręcznie ukryto, a i tak zaraz się wyda. Ale jaja. Tylko to juz nie jest śmieszne i mało świąteczne bo prostacko pospolite i jakże prymitywne. Można napić się gorzały "z gwinta" i jakim surowym jajem z kurnika zakąsić, ale czy to co wam się czknie - to nasze istnienie?

Ernesto Sabato ujął to tak: "Bóg istnieje, ale śpi, a Jego zły sen, to nasze istnienie."

Wesołych Świąt
19 kwietnia 2004 poniedziałek

15 minut temu wróciłem ze Starego Miasta, z kolejnego wernisażu w Galerii "Zapiecek" Dziś wystawiał swoje prace Jerzy Krzysztoporski - reportaż chyba będzie jutro już do oglądania na zapieckowych stronach.


Potykasz, się potykasz i wylałeś...
Na wernisażu jakże miłe spotkanie z Joasią Sierko - Filipowską i moje kuszenie słynnej malarki na generalną przeróbkę jej stroniczek. Póki co Zapiecek jako witrynka internetowa pozostanie bez zmian, ale pewne strony robione ponad 5 lat temu wymagają odkurzenia. Zacznę prawdopodobnie od malarstwa Grzesia Bialika. Wybieram się z wizytą do pracowni tego sympatycznego artysty 27 kwietnia w ramach generalnej ucieczki z oblężonej stolicy. Wiejmy do rodzinki, do pięknego miasta Wolsztyna, zahaczając na jeden dzień o Katowice, a być może także o Poznań. Wycieraczki w samochodziku wymienione, dzięki czemu dowiedziałem się że kupuje się jedną większą, a drugą mniejszą, ale to wyjaśnił mi dopiero fachowiec w sklepie motoryzacyjnym przy ul. Ogrodowej. Jedną (lewą) kupiłem w Domu Handlowym, bo były same lewe. Zresztą najpierw kupiłem obie takie same i dopiero po wyjściu z zakupem na parking (już padało) dotarło do mnie, że mam obie lewe. Ubawiły się Panie co przyjmują zwroty towaru w specjalnym dziale, bo wracałem dwa razy za każdym razem z lewą wycieraczką, choć za każdym razem w nieco innym opakowaniu.

Z tego błahego na pozór zdarzenia jakaś paralela mi się układa, a to w związku z niedzielną wizytą na Starym Mieście marszałka Sejmu Pana Borowskiego. Założyciel i twórca nowej lewicy pod tytułem SDRP, w towarzystwie miłych dziewcząt rozdawał na Starówce tulipany, które symbolizują tą partię właśnie. Zegar na poczcie wskazywał na 13 minut 30, kiedy Pan marszałek podszedł do książkowego stoiska i podał mi rękę z miłym uśmiechem.
- Jak interesy - zapytał uprzejmie.
Ugryzłem się w język natychmiast, bo dusza niesforna i duch żartobliwy, podpowiadały mi, żeby odpowiedzieć tym samym zapytaniem uprzejmym wielce:
- A Pańskie?
Cicho, wiem.. nie wypada pytaniem na pytanie, rzuciłem więc szybko:
- Interesy wspaniale, jak tylko klienci i pogoda dopiszą..
Tu nastąpił uśmiech wzajemny zrozumienia pełen.
Nauczony jestem że władzy wszelkiej kłopotami głowy się nie zawraca, a nic tak nie podnosi na duchu, jak umiarkowany optymizm.
Jednak ceniąc marszałka Sejmu naszego wesołego (nie Jego to wina), nie mogę nie ostrzec, że dla większości polityków rękę mam niezbyt szczęśliwą. Premier Miller witał się ze dwa razy co najmniej i kończą mu się już wszelkie sondaże. Jeden kandydat na prezydenta, zaistniał też ułamkowo, a witał się serdecznie i to kilkakrotnie. Proszę zatem o umiar w gestach przyjaznych zresztą, a może jednak, któryś by dziecku czy wnuczce jaką książkę kupił - to się i passa odmieni.
A nową partię postrzegam z sympatią, bo zawsze dobrze jak ktoś za pranie i porządki się bierze - wiosna przecie - posprzątać trzeba. Tylko, tak na marginesie zupełnie zauważyć mi wypada, że tulipan to kwiatek nietrwały i szybko mu główka opada. A jeśli, a gdyby - głosy nowej lewicy wspierać miałyby stare prawdy i tylko dlatego że większość potrzebna? To ja dziękuję, nie widzi mi się jakoś ustalanie prawdy w trybie podnoszenia rąk.. No chyba, że jak na tym polskim filmie z Klosem, ktoś krzyknie "Hende Hoch". Nareszcie wiadomo, dlaczego nawet wycieraczki, tylko lewe, kupuję tak nieopatrznie. Takie to wychowanie w komunie przynosi skutki.

Warszawa ćwiczy spotkanie z antyglobalistami, dlatego jakby w cień odchodzą narady ekonomiczne jakie mają się odbywać w hotelu z widokiem na Grób Nieznanego Żołnierza. Zupełnie przypadkiem tak się składa że hotel stoi swoim lewym bokiem do Galerii "Zachęta". Dziś oblężenie wielkie Sądów na Solidarności, ruch kołowy zatrzymany, tramwaje objazdami, autobusy objazdami, reszta stoi. Mieszkańcy cofnąć się, pogotowia gazowo, elektryczno, wodociągowe - policja wszelka. Dzieci przybiegły z wiadomością że bomba, co potwierdza babcia z pierwszego piętra. Podobno ewakuowano też mieszkańców z jakiegoś domu przy Żelaznej, a w ogóle to ratusz na Bemowie też ewakuowany. Plotka plotką, a wystarczy popatrzeć na znudzone miny awaryjnych służb, ze ta bomba ćwiczona jest wielce cierpliwie, no w końcu dziwić się nie ma czemu, bo nawet wiać trzeba umieć składnie, a nie stadnie. Ogródki na Starówce wyglądają smętnie i goło bo bez ogrodzeń zmyślnych i podestów, czekają na rozbiórkę jak tylko nadejdzie godzina ekonomicznego szczytu. Jedni kupują dechy i dykty do zabijania okien, inni ustalają dyżury załóg dla chronienia towaru. Wydaje się że zrobiono wiele dla zachęty wszelkiej maści zadymiarzy, którzy z takim przygotowaniem i siłą zmierzyć się zechcą. W wielki frasunek wprawiła mnie miła Pani z miasteczka małego, która z wielkanocnym pozdrowieniem przesłała mi informację, że dwa autokary na Warszawę pojadą. A co inni gorsi? Innych miasteczek i wioseczek nie "ponoszą" sukcesy gospodarcze nasze..?
Ogólnie zachęcani do wyjazdu mieszkańcy wyjadą, jak sobie wezmą urlop. Uniwersytet zamknięty, szkoły okoliczne też, nauczyciele wolnego nie maja, bo nie przewidziano i jeszcze cyrkla dużego pilnować trzeba. Część firm się zamknie, żeby po Śródmieściu, dziewczyny po śniadania nie latały, albo panowie na papierosa nie wychodzili. Tankowanie tylko na obrzeżach miasta - podobno w Markach najtaniej i pod ursynowskim "Obi" też.
A ja naiwny jak dziecko we mgle, widział bym taką konferencję międzynarodową i ekonomiczną jako wielką okazję do zarobienia i faktycznej promocji miasta. Skoro siły tak prężne i przećwiczone mamy, to niech pilnują dokładnie i w mundurze, i garniturze. A jak który niegrzeczny jaki, albo języków nie zna i łacinę współczesną stosuje - to do autka odprowadzić i podwieźć kawałek do rejonu gdzie juz normalne polskie warunki. Dla silnie zdesperowanych i ze sztandarem jakim, czy napisem - wydzielić ulicę kamer, bo nikt nie będzie demonstrował jak go nie kręcą. A reszta, a reszta powinna normalnie otworzyć sklepy, stoiska, restauracje, kawiarnie, galerie, ogródki i co kto tam ma, żeby gości przywitać, przyjąć, ugościć i "skasować" czyli zarobić trochę grosza na tak licznych przybyszach. A służby w mundurach i garniturach - i spokój. I miasto by zarobiło, i mieszkańcy niektórzy, a tak powitają gości puste place i ulice. Będziemy się promować bezpiecznie. Tylko mojego wariantu nikt nie ćwiczy. Mamy niby kasę i klasę.., tylko jakby trochę sprzeniewierzone. Goście przyjadą i pojadą w końcu, i my do domu wrócimy, ale wiosna, wiosna i sprzątać trzeba. Czas wielki.

Pod jednym z obrazów na dzisiejszym wernisażu jest taki podpis: - Potykasz się i potykasz Ty pierdoło - i wylałeś!
Wszelkie polityczne dywagacje i odniesienia do osób małych i znanych są nie na miejscu (sam tu się zaliczam), bo nie jest to eleganckie - kopać leżącego (choć powszechnie przyjęte) - tylko zwierzę czasem dobić trzeba, żeby skrócić męki.
26 kwietnia 2004 poniedziałek

Najpierw fakty: wyjeżdżam - nie ma książek na Zapiecku, ani niewątpliwie przystojnego sprzedawcy. Jutro o 6 rano start - do przejechania ok. 1.100 km - powrót w okolicach 2 maja.

No a teraz można już truć..
Warszawa wieje powszechnie i permanentnie - exodus rozpoczął się już w piątek po południu. Europejski Szczyt Gospodarczy wzbudził tak powszechne zainteresowanie, że na trasach wyjazdowych tłok ogromny. Dziś Warszawa wygląda jak w upalny weekend lipcowy, ulice puste, jezdnie przejezdne, luźno w megasamach i centrach handlowych. Po Starówce snują się jedynie zdziwieni Finowie, mieszkańców zdecydowanie mniej. Już wczorajsza niedziela choć pogodowo marna (deszczyk przelotny i grad z zaskoczenia) szokowała tak minimalną ilością wiernych spacerowiczów. Nie ma się czemu dziwić, że ludność wieje, to co na co dzień mamy zapewniane państwowo w zakresie ekonomii powoduje że już na hasło konferencja, narada czy posiedzenie ludność dość powszechnie "daje nogę". A bo to wiadomo co tam uchwalą, a tak zawsze powiemy - nas przy tym nie było. Skoro władza wzywa do opuszczenia miasta - wiadomo ze już ręce opuściła poniżej kolan i podłogi się chwyta. Człowiek wróci, a tu premiera już nie będzie, może i rządu, po co potomni mają nam wypominać że przy tym byliśmy. W końcu jak słaby upada, to zgodnie z warszawską zasadą należy się odwrócić, żeby nie patrzeć jak się męczy. Przed chwilą szef rządu w telewizorze powiedział, że musi się zająć zaniedbanymi sprawami rodzinnymi, no cóż w naszym wieku może być trudno odrobić niektóre zadania domowe, jak jeszcze człowiek nie wie; skończył już czy nie (rządzić, rządzić...)?

Ta uprawniona ze wszech miar dywagacja, pozwala na inną ogólną refleksję, że wielu Panów powinno brać przykład z szefa i tez zająć się domowymi sprawami. Bo potem tylko Trybunał Konstytucyjny okazuje się ostatnią instancją , gdzie jeszcze broni się obywatela przed prawami jakie nam fundowano. W czasach głębokiej komuny, takich nazywano szkodnikami, ba nawet pasożytami na jakiś tam usługach, ale czy ja to musze dobrze pamiętać, skoro wszyscy chcą zapomnieć..
Wracamy do naszych śmieci. Można już rzucać gdzie kto chce. Dziś od samego rana służby różne, a brudne - sprzątały zawzięcie kosze na śmieci, a i ławki przy okazji też. No bo jak im wytłumaczono; taki antyglobalista czy inny alter.... co przyjedzie do stolicy, o niczym innym nie myśli jak tylko za kosz złapać i rzucić. Cha, cha - nie takie to proste. Większość koszy da się złapać tylko wyspecjalizowanym służbom i to przy użyciu odpowiedniego sprzętu. Taki - nie przeszkolony, złapie i już się długo nie oderwie. A jak jeszcze ekologicznie nastawiony, to od razu szok i wstrząs głęboki.
Jedyną radość z wygnania mają tylko dwie grupy społeczne. Dzieci i młodzież szkolna oraz fachowcy od zabijania okien. Pierwsza grupa wiadomo że kocha najbardziej wakacje i dzwonki na przerwę, a tu nawet dzieciom zza Wisły czyli np. z osiedla Tarchomin też zafundowano cały wolny tydzień. Uważam zatem, że dzieci z Radomia są wyraźnie pokrzywdzone i mogą być uprawnione protesty na torach. Pociągi i tak nie pojadą, więc będzie bezpiecznie. Uniwersytet Warszawski też zamknięty, rok akademicki przedłużony o tydzień. Druga grupa zadowolonych należy do rodziny sławnych i znanych zawodów, wśród których dominował niegdyś mecho-optyk. Taki co mchem chałupy "optyka". Dziś każdy kupiec staromiejski ma już numer komórki fachowca, który zabezpieczy dyktą okna, wejścia i co tam trzeba licząc zaledwie 70 zł od "otworu". Niektórzy oszczędniejsi dechy zwożą własne, z działek, czy sztachety jakie z sąsiedniego "płota". Wszystko się przyda do zabezpieczania. Galeria "Zapiecek" dostała polecenie zabezpieczenia bratków, co świeżo posadzone w donicach płatki rozłożyły. Ledwo dwóch dzielnych młodzianów taką doniczkę uniosło, takie te bratki wagowe, ale mają być zabezpieczone, zamknięte i juz.

Dzieci mają wakacje, rodzice przymusowe urlopy, ja wydatki dodatkowe i nieprzewidziane, że o braku wpływów nie wspomnę. Ubezpieczyciele się wypieli i za nic nie odpowiadają, jedyna pociecha, że dostałem od amatorskiego mima - system do totka. No, podobno całkiem niezły, bo to jakieś fachury "pod celą" rozpracowały. Jak tylko jaka kumulacja się trafi, zaraz wypróbuje. Jak wieść niesie - mimy staromiejskie warszawskie wybierają się na występy do Torunia. Podobno tam miło, tanio, tłumy turystów i zarobić da się.. Cholera, że wspomnę zapomniane słowo, może by tak "zapierniczyć" na jakiś tameczny jarmark?

Jadę rodzinnie. Panie miłe i ładne uprasza się o nie zatrzymywanie, co by dzieciom pod lasem nie tłumaczyć zbytnio. Telefonów nie odbieram, sms-y kasuje przed przeczytaniem - żona się bulwersuje. Do życia powracam po 2 maja. Pozdrawiam wszystkich przyjaciół i Ciebie kochanie.. Ja tylko z tym wojażowaniem skończę to się zamelduję. Zdjęcia zrobię, może co pokażę po powrocie. Ahoj przygodo...