Dziennik
czyli nocnik
rok 2002

marzec
7 marca 2003 piątek

Wczoraj Pan Prezydent, dziś Pan Premier przemawiają do mnie z telewizora i zachodzę w głowę, skąd ta troska o mój stan świadomości polityczno-społecznej. Wystąpienia te zapewne nie uzgadniane, mają mnie zaniepokoić, czy uspokoić, uczulić czy zainteresować? A może, ja ciemnota, nic nie wiem, a rząd w mniejszości szuka koalicjanta. Może adresat nie ten, ale rozumiem doceniam i kolaboruje w sensie pozytywnym wnosząc odpowiednie wartości do ogólnego wkładu..
Uff. Ulżyło mi. Przede wszystkim jako niezrównany (walcem angielskim oczywiście) optymista - cieszę się i coraz pozytywniej nastrajam. Kiedy krętacze pseudo-chłopskiej partyjki skręcają w inne, ciemne korytarze - sytuacja się przejaśnia. Znaczy to, że oszukiwanie mieszkańców wsi i judzenie można przenieść na właściwy szczebel gminny. Głupstwo osiąga szczebel podstawowy i może rozpłynie się razem z niejaką Marzanną co się ją topi na wiosnę. Dziwi mnie tylko upór i brak elastyczności tych buraczanych działaczy. Jeśli ustawa o biopaliwach powszechnie wyśmiana i krytykowana nie przeszła, to trzeba szukać innych sformułowań, nowszych myśli, lepszych propozycji do strawienia. To samo z idiotyczną ustawą o własności ziemi i zapewne jeszcze paru innych. Jeśli się przechodzi do opozycji, to nie jest to dla mnie oczywiste, że trzeba bronić własną piersią obśmianych "wartości". Gwoździem programu byłego ZSL-u jest ... - A my do Unii nie wejdziemy. A przynajmniej na takich warunkach co nie gwarantują dopłat do leżenia odłogiem. Anioł kółek rolniczych, graniastych - Serafin niejaki - stwierdza, że nie ustały powody do blokowania dróg. A jakby tak szanownemu Serafinowi jakieś tam Herubiny zatkały sedes i oczekiwały na miły wyraz twarzy?
Wszystko zależy Panowie, na co rano zakładacie okulary - taka wtedy perspektywa.

Komisja Śledcza Sejmowa, co wyjaśnia niestrudzenie jaką łapówkę można dać za jaką ustawę - nabiera nowego wyrazu. Doszły dwie damy dociekliwe. Szczególnie cieszą mnie pytania zaskakująca, a wnikliwe Pani Poseł co bujnym włosem zarzuci czasem. Ileż to czekał człowiek kiedyś, aby dama jaka zapytała - Co sądzisz o sobie i swojej osobowości? Ile elokwencji mógłbym rozwinąć dla celów różnych, a uciesznych. A Pan Prezes z "Agory" zadziwił się tym miłym molestowaniem i tłumaczył coś o czarnym notesie, że posiada. Rozumiem - gentleman - przy ludziach tylu.
Aby nie zawieść wyborców sfałszowano podobno 2000 podpisów na 3000 możliwych, ale w tej sprawie nie toczy się śledztwo przeciwko Pani Poseł, tylko tak się tam gdzieś w Pile - piłuje stare dokumenty. Aby dać głos ludowi - przytoczę tu opinię pewnego znudzonego strażnika, który w korytarzu pewnego dzielnicowego urzędu na kaloryferze radyjko trzyma i słucha.
- Panie - mówi - czemu one takie dziwne - każden jeden o to samo pyta. Urbana drugi dzień trzymają i pytają o to samo co wczoraj.
Z wypowiedzi Pana redaktora NIE jedno zrozumiałem jasno - w czasach marksistowskich - uszycie garniturów kilku dla działaczy - tak, koniak - tak, ale pieniądze - nie. No tak, wtedy ONI jak to pisała p. Torańska - mieli pieniądze, ja nadal oczekuję ..na losowanie totolotka i zezwolenie na pracę.
Totolotek jutro - kumulacja znowu - do wygrania 6 milionów, choć to nieprawda, bo potrącają 10 %. Lubię oglądać losowania, bo ten siwy Pan co czyta cyferki myli się częściej niż ja przewracam się przy jeździe figurowej. Działa na mnie uspokajająco, bo jak zwykle mam nie te numery co trzeba, ale dzięki niemu uśmiech nie schodzi mi z pyska.
W sprawie pieniędzy piszą do mnie nieustannie jakieś nawiedzone w języku tylko nieco zrozumiałym, bo ja nie odpowiadam, a oni dalej piszą. W każdym razie dziękuję za zainteresowanie i dla lepszego zrozumienia intencji tych panów proponuje aby część z proponowanych kwot po prostu przelać na moje konto i może być to zgodnie z ofertą - od 5 do 15 % proponowanych sum: Mr. Fortune M. Grote - 21,500 mln dolarów, Barrister Johnson Madu - 7 milonów $, Muhammed Abacha - 35,5 mln $, MR Franklin Ezenwa - 25, 5 mln. $, MRS. Eki Omorodion - 12 milionów $, Gerard Hardy - 14.500 mln $. Czarno widzę, bo to oferty głównie afrykańskie.
Stwierdzić jednak muszę, że jesteśmy jako naród polski obeznani z tą walutą i akceptujemy wszelkie formy dopłat do naszej egzystencji. Ja w każdym razie, od czasu dość dawnego, żadnego prawa nie tworzę i na ustawy wpływu nie mam.
Polska korespondentka - Pani Elżbieta Salwin napisała do mnie skromnie, że na chleb ma, ale na benzynę już nie i ma stary samochód, więc jeśli nie odczuję poważnego uszczerbku mogę coś wpłacić na jej konto w City Banku. Numer konta podano. Zapewne ulży jej to w bólach reumatycznych, które odczuwa. Odpowiem tutaj, uprzedzając dalszą korespondencję. Byłem dziś w banku i dowiedziałem się, że mam dostępnych środków 36 złotych. Oznacza to dokładnie - debet w wysokości 264 złote. Żadnemu co na ulicy "zachęca mnie" od 20 groszy do 5 zł też nie daję i też nie tłumaczę się z posiadanych środków. Planuję skok i nikomu nic do tego, jaki. Dodam jednak dla ułatwienia, że rzut kombinerkami na czas, także. Jeśli jeszcze ktoś zapyta.
8 marca 2003 sobota Dzień Kobiet też

Wszystkim Paniom tulipana, na dobrą i złą godzinę, czyli takiego przyjaznego pana co przytuli, utuli i pocieszy w każdym małym i dużym kłopocie. Takiego co pozmywa czasem, sukienkę pochwali i o rocznicy pamięta. Niech się spełnią Wasze marzenia Drogie Panie, wtedy i my sieroty Boże będziemy pewnie - według oczekiwań.
Mam to szczęście niebywałe (tu szowinizm mój wychodzi), że Pani domu 8 marca imieniny też ma. Uchwałą małej rady rodzinnej (Martusia i ja) ustalono, że kupimy patelnię. Choć podobno dziś modna tylko stal najszlachetniejsza, zdecydowaliśmy się na teflon francuski, autentyczny. Udałem się w tym celu do domu dużego z zapasem patelni sporym. "Carerefour" się mieni i na miejscu dawnego dworca Wileńskiego stoi.
Patelnie znalazłem pod sporą warstwą kurzu. Nie wypadało przecierać łokciem, ale karton firmowy nie przerwany - znaczy nie macana, od czasu wyprodukowania. Poprosiłem niewiastę miłą w stroju służbowym, co obok jakieś kartony ustawiała o pomoc w przetarciu naczynia, bo dna nie widać i jak tu prezent pakować. Dama owa nie namyślając się wcale, ręką prawą zgrabnie kurz usunęła, palcem jeszcze poprawiając pozostałe smugi. Zatkało mnie nieco bo ręka goła, ale panienka ...zdrowa. W zasadzie było by weselej i skuteczniej, gdyby wystąpiła bez odzieży za to w rękawiczkach roboczych. Ileż wdzięku zyskała by jej praca. Zaproponowałem zaskoczony, pomoc w umyciu rączek miłych. E, co tam - rzekła panienka - i tak miałam brudne.
Pełen nowych doznań ruszyłem do kasy i tam poinformowano mnie, że patelnia kosztuje 81 zł 39 gr. na co dostanę stosowny paragon. Zaskoczyło mnie to nieco, bo na stoisku cena widniała - 73 zł i 10 gr. Oczywiście zapłaciłem cenę wyższą, za co zostałem nagrodzony informacją , że w dziale obsługi klienta mogę reklamować cenę i jeśli mam rację to mi zwrócą różnicę. Zwrócili, przeprosili - czekałem nie dłużej niż 15 minut aż panienka na wrotkach sprawdzi moje zeznania. Okazuje się, że cena zakodowana kreskowo jest inna, niż ta co wisi na stoisku, a nie wszyscy mają czas i ochotę reklamować. Przypadek?
Solenizantka bekhend i forhend patelnią ćwiczy, a łasuchy się cieszą. Kurtyyyyna.
10 marca 2003 poniedziałek

Do pracy, do pracy - śpiewałem wesoło w piątkowe popołudnie ściskając w ręku "kamyk zielony". Może nie kamyk, jak mówi piosenka, a papier stosowny zgodnie z którym kawałek Starego Miasta na Zapiecku właśnie mi wydzierżawiono. Stosowną opłatę wniosłem, a tu pogoda bęc! W sobotę słoneczko - więc magazyn odkurzyłem i do niedzielnego handlu zakupione zimą książki spakowałem. Ludzi było nie za dużo, a więc w niedzielę... A tu od rana słoneczko mizerne, potem co raz ciemniej, w samo południe pada. Nie ma pracy. Ech.

Dziś w samo południe chciałem usłyszeć jak Pan Prezydent rano wypowiedział się o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Wezwał aby jej członkowie podali się do dymisji, w świetle wyjaśnień Pana Brauna przewodniczącego KRRiT - bo mataczono przy pisaniu projektu ustawy o rtv. Ciekawostka taka symptomatyczna, jedni ustalają na naradach, a drudzy zmieniają w komputerze (w czasie sprzątania pewnie) na własne zapisy do ustawy. No i nie doczekałem się na żadne informacje, dziennik południowy I programu telewizji - informuje tylko o spaleniu chatki nad Odrą, nielegalnym wyrębie i tym podobnych dyrdymałach. Wiadomość tą od rana w internecie podaje Dziennik PAP(901), Wirtualna Polska(842), Onet(900) i Gazeta(1007), a dziennik TV milczy, pewnie prezes Kwiatkowski nic jeszcze nie wie o tej wiadomości, dopiero po kawce dostarczą na biurko wydruczki. Komisja Śledcza ponownie wzywa Prezesa do zawieszenia owocnej działalności, pewnie po tak rzetelnych wiadomościach wielu. Prezes właśnie rozstrzygnął ciekawy konkurs na nowe logo TVP, teraz też jest TVP tylko krój czcionki zmienno na wydłużony o ćwierć milimetra, a ramki pogrubiono.
Komisja ta chce się spotkać z marszałkiem Sejmu aby wstrzymać prace nad ustawą, premier za to wypowiada się, że trzeba kontynuować. Jerzy Urban opowiada jak to 9-ciu ministrów pędziło do niego na wyprzódki, aby dowiedzieć się czy u nich w resortach jakiś tam afer nie ma, a może coś wie o jakiś łapówkach nie daj Boże. A tu dzień ledwie mija i grupka ministrów konferencję zwołuje aby oświadczyć, że wcale nie pytali o aferę Rywina. No jaki tu dać komentarz do tych wydarzeń i śmiesznych i dziwnych? Niepewność jakaś się wkrada, portki jakieś dystansują się od spódnic, wiatr historii pogwizduje znacząco. Jest jedno wyjście nieśmiało sugerowane - jak się Sejm rozwiąże to i Komisja padnie i spokój będzie.
13 marca 2003 czwartek Krystyny

Krysiu słoneczko - z okazji imienin buźka duża. Radości więcej niż kataru, pieniędzy na opędzenie zmartwień i .. wizyty w Warszawie Tobie życzę. Bożence też, na wszelki wypadek. Krysia jeździ wspaniale samochodem Ka, ale do stolicy lepiej pociągiem, bo drogi Pol-owe.

Drugą najważniejszą wiadomością dzisiejszego poranka, była nie sytuacja w Iraku czy Serbii, nie debata Sejmowa i nie rewelacje Życia Warszawy, ale... wyniki totolotka. Sadząc po niedawnych kolejkach do kolektur można było bez wchodzenia mieć pewność, że to kolejna kumulacja. 10 milionów złotych do wygrania - działa na wyobraźnię. Ciekawe, że bardziej się interesowałem jak było 6 milionów, ale widocznie do dużych pieniędzy szybko mogę przywyknąć. Jak zwykle balon pękł i okazało się że 5 osób miało "szóstki". Po potraceniu podatku dostaną ponad milion na pewno, ale co to za emocja?
Zupełnie inne emocje mieliśmy ostatnio z wyborem najmądrzejszej i naj.., naj.. w Krajowej Radzie Radia i Telewizji. Wybór był ułatwiony bo kobieta tam chyba tylko jedna sądząc po odzieży. Przekonań i jakiś tam prerogatyw nie znam. Chodzi oczywiście o Panią dr Waniek, która złożyła dymisję na prośbę Prezydenta, żeby Rada ustąpiła. Jej młody kolega też złożył, reszta nie i w końcu nikt nie rezygnuje. Pensja tam zdaje się nie taka wielka, bo jak niedosłyszałem w TVN-ie to raptem 13 tyś. Ale z kolej nie radzą codziennie i częstotliwości nie codziennie przyznają. Pani doktor wezwała za to do dymisji Przewodniczącego Rady - Brauna i to chyba z 5-6 razy w czasie jednej konferencji prasowej. No bo w końcu po co ujawniał, że mataczą. Jak mataczą to nie na posiedzeniach, a to się już nie liczy. Sensacja dnia jest też opublikowanie bilingów rozmów telefonicznych (Życie Warszawy) między Panią Jakubowską, Nikolskim (panem), Prezesem Kwiatkowskim i Sekretarzem Rady Czarzastym. Dużo rozmawiali i często szczególnie w okolicach czasowych wizyty Rywina u Michnika. Co to za emocje o 17 milionów? Zupełnie jak z tym totolotkiem miało być 10 milionów, a potem ledwo, ledwo. W każdym razie Pani minister J. już nie zajmuje się ustawą o mediach, ale chętnie podpowie co trzeba. Zajmuje się teraz jej tłumaczeniem z rządowego na nasze minister od kultury, bo to w jego resorcie sprawa. Tyle się dowiedziałem z debaty sejmowej, którą obserwowałem dziś z mniejszym zainteresowaniem jak posiedzenia Komisji Śledczej. Lepper nie zawiódł, poparł rząd, bo kiedy rząd chyli się ku upadkowi, to i sądy mogą się zaktywizować i przypomnieć sobie że 3/4 członków tej drogowej partii ma tam jakieś papiery dziwne. Za najciekawsze uważam wystąpienie seniora marszałka Alexandra Macedońskiego. Głos zachował jeszcze barwę radiową, chwytną i dźwięczną niegdyś, teraz nieco przytłumioną przez ten makaron co się w brodę wkręca przy rosole.
Osobliwe rzeczy prawił w imieniu kanapy przy SLD-owskiej czyli Unii po Pracy. Po pracy wymyślą jakieś winiety, albo narodowy charakter telewizji. Znaczy to, że idą na lewo od lewicy, aby zgodnie z ruchem po okręgu (wyborczym) spotkać się z Ligą Rodzin prawie Maryjnych. Najciekawsza jego wypowiedź dotyczyła "Gazety Wyborczej" myślałem już, że źle słyszę, ale powtórzył jeszcze raz na zakończenie. Tam mówią po angielsku, a nawet się porozumiewają w tym języku!!!! Gazeta niby profesjonalna, najlepsza jak rzekł z brody, ale gadają po angielsku? Czyżby to miała być kpina ukryta, bo miał na myśli inny język? Tak, np. jidysz? Aj, waj Panie Małocodoński, trzeba się było trzymać nocnych porad, nadal by była największa oglądalność, po kabarecie oczywiście Olgi Lipińskiej. Kabaret się ostał, nudny i w kółko to samo. Na Wiejskiej i porady, i kabaret. Najważniejsze że rząd ma rację. No w końcu kto mam mieć? Ja? Nawet żony nie rozśmieszam takim gadaniem..

Dziś analizowaliśmy ranking gimnazjów, bo jedne lepsze inne gorsze, a jeszcze inne ..droższe. W prywatnym, które nazywa się nie wiem czemu społeczne - opłata miesięczna wynosi 500 zł. Jak na prywatną podstawówkę o nazwie zmienionej to przesada. Nie pójdę i już. Marta ma dylemat, ale za rok. Kobietka rośnie, martwi się na zapas, widać większych problemów brak.
20 marca 2003 czwartek - I dzień wojny z Irakiem

O 3:30 obudziłem się i włączyłem na chwilę telewizor, a tu pierwsze uderzenia na Irak.
Drugie uderzenie za chwilę w łazience - walnął piecyk gazowy. Trzecie uderzenie - Czarzasty - Rokita. Okazuje się, że warto mieć kolegów co zlecają innym robotę, a nam z tego kapie. Moje pokolenie ograniczało się do pędzenia bimbru w szafie (śliwki, ryż itp.), a nie napędzania innym kasy. Inne były realia, co mam oczywiście za złe. W każdym razie Sekretarz nie widzi nic zdrożnego, że mu kapie, ze zleceń Telewizji dla firmy, w której jego firma ma udziały, czy współpracy spory kawałek. My też w szafie nie widzieliśmy, bo było ciemnawo, a potem to już zupełna ciemnota. Oto skala w jakiej szary człowiek musi się odnaleźć. Prezydentowi Francji łatwiej - mimikę ma bogatą i jak nie rozumiem po francusku (dziecko dopiero się uczy), to chociaż gestykulacją wywiera na mnie wrażenie. Nie obrażam się za kraj i społeczeństwo, ale coś nam marnieją jak stare pelargonie, nasze wyobrażenia o porządku świata, celach wyższych, dyplomacji itp. Większość, jak mówią badania jest przeciwko wojnie, większość oburzyło pouczanie Polski przez wysokiego Francuza. Większość narzeka na piecyki gazowe, podatki i chudą żonę. Ja jestem mniejszość, przynajmniej we własnym mniemaniu i zdecydowanie twierdzę, że szereg ogólnoświatowych i ogólnospołecznych spraw zajmuje mnie umiarkowanie. Mam przynajmniej tą bezczelną przyjemność patrzeć na świat z perspektywy piecyka co walnął.

Zajmuję się teraz rynkiem motoryzacyjnym i analizuję rynek samochodów używanych. Japończyki sprzedają się wspaniale, wszystko poniżej 20 tyś zł, a z roczników po 1995 r znika czasem w ciągu godziny. Internet jest tu zbawienny, bo z godziny na godzinę można śledzić pojawiające się i znikające zgłoszenia. Dzwonię w sprawie Hondy Accord, a tu po godzinie wiszenia w sieci - auto sprzedane. Duża oferta Fiatów, Renault, ale ruch umiarkowany i duży spadek wartości. Samochody oferują Ci co mają samochód na szwagra, sprzedają wóz dziewczyny, a o dokumentach jakoś trudno się dowiedzieć. Jeden chce lecieć zaraz i już załatwiać, drugi zastanawia się kiedy mógłbym pod Ełk podjechać. Ale to wszystko sympatyczne i można się czasem uśmiechnąć mino wojny i piecyka. Mimo wszystko wiosna będzie, samochód kupię w jakiejś nieprzewidywalnej przyszłości (opiszę), do pracy się wybieram, bo już mi nudno bez Starówki. Jeszcze tylko parę pieczątek, zezwoleń i opłat i jakoś to będzie. To taki program narodowy zresztą - jakoś to będzie. No najwyżej się rypnie. Wszystko kwestią skali.
Byłem na targach książki edukacyjnej. Nie było szalonych tłumów (sobota), ale były dwie sympatyczne Panie. Pani Siesicka podpisywała swoje książki, miałem też możliwość porozmawiania chwilę z Marią Ginter. Właśnie wydała grubaśne wspomnienia. Jedna z niewielu osób, która ma naprawdę o czym pisać. I może pisać o faktach, a nie jak większość o przemyśleniach i męce tworzenia.

Pozdrawiam serdecznie moich korespondentów, za zaproszenie do Stępiny dziękuję - w lecie reportaż z tunelu Hitlera zrobię.
Na razie kupcy staromiejscy zapraszają mnie do opisania codziennych bojów urzędowych i nie jest to literatura rozrywkowa. A może? Jakby tak dokładnie opisać, jakiś przetarg, który się nie odbył, a sklep sprzedany, albo jaki inny publiczny przybytek, co niszczeje w zapomnieniu. Ale to nie śmieszne jednak, bo codzienne.
Na razie mgła, opady śniegu, mróz idzie do minus 12 stopni. Aby do wiosny.

25 marca wtorek 2003

Dla chronologicznej kolejności doznań muszę cofnąć się do soboty. Komisja Śledcza miała zaszczyt gościć Panią minister Jakubowską. Jednak całe czekanie moje na cień, rąbek choćby czarnej pończoszki runął w otchłań segregatorów, bo Pani przyszła w spodniach. Jakże miałem się skupić na wystąpieniu długim co doniosłym. Dwa chłopy sielne doniosły akta wszelkie i 3 godzinne oświadczenie zostało udokumentowane. Ja niestety z wyjaśnionych wyżej przyczyn, ani skupić się nie mogłem, ani uwagę natężyć w stronę tej celulozy pełnej faktów oczywistych, a spornych. W każdym razie skonstatowałem jedno. Zachowania grupowe powstają wtedy, gdy jedni zeznają podobnie jak poprzednicy napatrzywszy się uprzednio. Czyli jaśniej - oświadczenia udokumentowane stertami pism złożyli i Pan Czarzasty i Pani Jakubowska. Również podobnie o Pani Rapaczyńskiej podobnie wyrażali się z angielska "Rapaczyński" i Pan Rywin, i Kwiatkowski, i Czarzasty. Ale w sumie i tak czerń (raj)stopy damskiej ważniejsza.

Skoro mowa o radościach i przyjemnościach - wiosna jest i zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami na rodzinnym szczeblu - samochodzik został kupiony. Banki procenty naliczają, mama zafrasowana wielce, a tata cieszy się i trenuje pod okiem syna.
Po miesięcznym rozpoznawaniu terenu ostateczny wybór padł na Suzuki Baleno 1,6. Jest to sympatyczny biały sedanik wielkością porównywalny do Opla Astry. W ciągu jednego poniedziałku, czyli wczoraj załatwiono ocenę niezależnych fachowców, kupno, rejestrację w Wydziale Komunikacji i ubezpieczenie. Samochód kupiony w autokomisie z "ciężko wchodzącymi" biegami, poprawiono to jeszcze tego samego dnia. Autko reaguje na każde dotknięcie gazu czy hamulca, wyskakuje do przodu swoimi prawie 100 konikami mechanicznymi. W końcu "japończyk" ma już 6 lat, przebieg 115 tyś. km, a żwawy jak na filmie kung-fu. Dotychczas nakręcić się musiałem kółkiem, a tu wspomaganie, klimatyzacja i elektryczne machanie lusterkami. W sumie gadżety, ale sympatyczne. Przy okazji poznałem kilku sympatycznych i życzliwych ludzi. Warsztat Suzuki (okolice Bonifacego) pracował po godzinach, aby usunąć uciążliwą usterkę, pani od ubezpieczeń czekała do 18, a o tej porze już klucz przekręca w zamku. Szukałem po stacjach obsługi instrukcji do Baleno, a dziś jeden telefon do Suzuki na Jagiellońską i słyszę - proszę przyjechać, dostanie Pan za darmo. Byłem, dostałem, dziękuję i kłaniam się wszystkim głęboko i z szacunkiem. Może ci zmotoryzowani widząc nawiedzonego z obłędem w oku z życzliwością dopuszczają do swego grona, a nie mają za złe jak pozostałe nacje? W każdym razie wierzmy, że ludzie są sympatyczni, życzliwi i dobrzy, a tylko czasem nie chcą ustąpić z zajmowanych foteli, bo zajmują się też ważna branżą techniczno - humanistyczną jaką jest "smarowanie". Może to za mocno powiedziane, może właściwsze było by unikanie tarcia. W każdym razie nie chodziło mi o tarło.